$ 41.65 € 47.41 zł 11.08
+26° Kijów +22° Warszawa +12° Waszyngton
Od emocji do realpolitik: jak różne style dyplomacji komplikują rozmowy pokojowe

Od emocji do realpolitik: jak różne style dyplomacji komplikują rozmowy pokojowe

23 kwietnia 2025 19:01

Zaplanowane na dziś spotkanie w Londynie, które miało być kolejnym krokiem w kierunku omówienia pokoju w Ukrainie, faktycznie zostało zerwane. Formalnie – zostało „przeniesione na inny termin”, ponieważ kluczowi uczestnicy (z wyjątkiem delegacji ukraińskiej) odmówili przyjazdu. Faktycznie – zerwane, ponieważ stronom po prostu nie udało się znaleźć kompromisu wokół warunków zawieszenia broni.

Ukraina nalegała na bezwarunkowe uznanie integralności terytorialnej, rosja – na „realistycznych warunkach” (czyli uznaniu ich okupacji części ukraińskich ziem), USA proponowały własny plan pokojowy, a Wielka Brytania i Francja – własne pośredniczące schematy realizujące ich interesy. Ale żadne z podejść nie znalazło wspólnego mianownika. W rezultacie negocjacje de facto zakończyły się porażką, nawet się nie rozpoczynając.

Dlaczego tak się stało? Problem tkwi nie tylko w geopolitycznych interesach wszystkich graczy, ale także w głębokich różnicach w stylach dyplomacji. Ukraina komunikuje się poprzez emocje i domaga się sprawiedliwości, Rosja – poprzez siłę i nieustępliwość, USA postrzegają wszystko wokół jak biznes, a Wielka Brytania podchodzi do sprawy z chłodnym, cynicznym wyrachowaniem.

Te podejścia nie tylko się różnią – czasami się wzajemnie wykluczają. Jak więc prowadzą dyplomację różne strony wokół rosyjsko-ukraińskiej wojny i jak wpływa to na ostateczny rezultat? Kwestii tej przyjrzał się komentator polityczny UA.News Mykyta Trachuk.

Ukraińska „emocjonalna dyplomacja”: siła słabego, czyli sztuka stawiania żądań

Po 2022 roku Ukraina wypracowała swój unikalny styl prowadzenia negocjacji. Można go nazwać „dyplomacją emocjonalną” lub „dyplomacją emocji”. Nie przypomina on ani klasycznej europejskiej dyplomacji, ani amerykańskiego pragmatyzmu, ani rosyjskiej twardości.

Jego istota polega na ciągłym nacisku na moralny obowiązek Zachodu, na bezpośredniości graniczącej momentami z nieuprzejmością, oraz na przekształcaniu emocjonalnej sympatii do Ukrainy w konkretne korzyści: wsparcie finansowe i/lub dostawy broni.

„Musicie nam pomóc, bo bronimy waszych wartości!” – ten przekaz stał się głównym motywem wystąpień Wołodymyra Zełenskiego i innych ukraińskich przedstawicieli. Często nie proszą – oni żądają, czasami nawet z elementami publicznego zawstydzania.

Na przykład zimą 2025 roku Zełenski powiedział:

„Jeśli NATO nie jest gotowe nas przyjąć, to dajcie nam wszystkie niezbędne systemy obrony powietrznej, dajcie nam całą broń, abyśmy mogli bronić się sami”.

I takich wypowiedzi było bardzo wiele.

Tymczasem takie podejście świetnie działało w pierwszych latach wojny, gdy Zachód odczuwał winę i współczucie. Ukraińscy dyplomaci mistrzowsko wykorzystywali opowieści o ofiarach rosyjskich ostrzałów, zniszczonych miastach i bohaterstwie obrońców z Sił Zbrojnych Ukrainy, aby uzyskać więcej wsparcia.

Z czasem jednak efekt zaczął słabnąć. Niektórzy europejscy politycy zaczęli narzekać na „nadmierną agresywność” Kijowa, a część zachodnich społeczeństw – męczyć się wojną.

Czy jednak Ukraina może sobie pozwolić na złagodzenie tonu? To kwestia dyskusyjna. Być może jej siła tkwi właśnie w tej determinacji.

„Obywatele mają pewne wyobrażenie o tym, czym jest dyplomacja: wyobrażają sobie kurtuazyjną, bardzo grzeczną rozmowę. Boże, ja też ostro rozmawiałem z ministrami. Też kiedyś usłyszałem ostrą odpowiedź prezydenta Bidena podczas jednych negocjacji. ‘Wyszukana dyplomacja’ to taka, która realizuje skomplikowane schematy, by osiągnąć potrzebny rezultat. A nie taka, gdzie wszyscy tańczą poloneza wokół siebie i mówią zdaniami wielokrotnie złożonymi”opowiadał były minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba w wywiadzie dla naszego portalu.

Stopniowo jednak w krajowym stylu dyplomatycznym zaczynają pojawiać się inne elementy – na przykład próby bardziej strukturalnego uzasadniania potrzeb, a nie tylko odwoływania się do emocji, ponieważ te stopniowo przestają działać.

Зеленський у Британії – виступ президента перед обома палатами парламенту  Великої Британії » Слово і Діло

 

Dyplomacja USA w erze Trumpa: „sztuka zawierania umów” jako podstawa polityki

 

Stany Zjednoczone zawsze były mistrzami twardej gry negocjacyjnej, ale za prezydentury Donalda Trumpa ich styl osiągnął nowy poziom — i do tej pory nie wiadomo, czy to plus, czy minus. Jego książka „The Art of the Deal” („Sztuka zawierania umów”) stała się de facto podręcznikiem dla współczesnej amerykańskiej dyplomacji.

„Negocjacje to gra i walka. A jeśli nie jesteś gotów iść na całość — już przegrałeś” — pisał Trump.

Właśnie tak prowadzi interesy z putinem, tak rozmawiał z Kim Dzong Unem, tak komunikuje się z Ukrainą, a nawet z sojusznikami z NATO. Jego metoda to swoiste przedefiniowanie „dyplomacji wahadłowej” Kissingera: tworzyć presję na wszystkich, oferować zarówno kij, jak i marchewkę, grać na sprzecznościach i osiągać maksymalne korzyści tu i teraz.

Na przykład podczas negocjacji z Koreą Północną w swojej pierwszej kadencji jednocześnie groził „ogniem i furią”, a jednocześnie zapraszał Kima na spotkanie — tylko po to, by pokazać, że USA potrafią zarówno zniszczyć, jak i poprosić o rozmowy i zawrzeć porozumienie. Ten sam styl proponował wobec Ukrainy: „I putin, i Zełenski muszą pójść na ustępstwa. Trzeba zawrzeć umowę (słynne make a deal)”.

Czy takie podejście jest skuteczne? Na razie trudno powiedzieć — wszystko zależy od konkretnej sytuacji: czasem działa, a czasem nie. Na czym polega ryzyko takiego stylu? Na tym, że ignoruje długofalowe konsekwencje. Dziś Trump naciska na Ukrainę, by ustąpiła z części terytoriów w imię pokoju. Ale czy taki pokój będzie trwały — to już wielki znak zapytania.

Аналіз промови Трампа у Конгресі — Тексти.org.ua

 

Kremlowska szkoła negocjacji: cierpliwość, brutalna siła i niekończąca się presja

 

rosyjska dyplomacja to osobna historia. Jej początki sięgają jeszcze sowieckiej szkoły — od Mołotowa po Gromykę. Chodzi nie tylko o same negocjacje, ale o długą, wyważoną grę na wyczerpanie. Jej fundamentem jest całkowita nieugiętość, nawet jeśli wydaje się ona irracjonalna i ociera się o „twardogłowość”.

Moskwa potrafi przez całe dekady (!) powtarzać to samo twierdzenie, nawet jeśli cały świat je odrzuca. Od „Krym zawsze był rosyjski” po „Ukraina to sztuczne państwo” — retoryka rosji się nie zmienia, nawet kiedy wszystkie argumenty już dawno się wyczerpały.

Kluczowe narzędzia Kremla to długotrwała presja i manipulacja. Rzadko wchodzą w otwarty konflikt podczas negocjacji — zamiast tego stosują taktykę „powolnego gotowania żaby”. Na przykład początkowo mogą zaproponować jakieś „inicjatywy pokojowe”, które na pierwszy rzut oka wydają się rozsądne, ale w rzeczywistości zawierają ukryte, nieakceptowalne warunki.

Jeśli strona przeciwna odrzuci te propozycje — Rosja oskarża ją o brak konstruktywności. Jeśli zaś przeciwnik zacznie je omawiać — Moskwa stopniowo dorzuca nowe żądania, przeciągając proces w nieskończoność. To klasyczny scenariusz, który widzieliśmy wielokrotnie od 2014 roku.

Kolejną cechą jest brutalna siła w miękkim opakowaniu. Minister spraw zagranicznych rosji Siergiej Ławrow potrafi pozwolić sobie na jawnie pogardliwe wypowiedzi, a nawet wulgarne słownictwo, ale jednocześnie Rosja nigdy formalnie nie wycofuje się z negocjacji. Po prostu sprawia, że stają się one bezowocne — aż druga strona się podda.

2020-й - год битвы за историческое наследие Путина – DW – 30.12.2019

 

Brytyjska dyplomacja: chłodna kalkulacja i sztuka pośredniego działania

 

Wielka Brytania to mistrz strategicznej cierpliwości z wiekowymi tradycjami imperialnymi. Jej styl łączy klasyczną europejską dyplomację z twardym podejściem w duchu realpolitik. Londyn rzadko przemawia językiem ultimatum, ale zawsze działa tak, by maksymalnie osłabić przeciwnika i wzmocnić własne pozycje.

W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, które za czasów Trumpa często działają impulsywnie, brytyjska dyplomacja przypomina rosyjską — to gra długoterminowa. Brytyjczycy nie uznają emocji w polityce zagranicznej.

Na przykład, kiedy rosja dokonała pełnoskalowej inwazji, Londyn jako jeden z pierwszych rozpoczął dostawy broni śmiercionośnej dla Ukrainy (i to jeszcze przed rozpoczęciem wojny), ale robił to bez szczególnie głośnych deklaracji. Wielka Brytania po prostu systematycznie podkopywała możliwości Kremla.

Kolejną cechą Zjednoczonego Królestwa jest sztuka budowania sojuszy. Brytyjczycy rzadko działają w pojedynkę i potrafią jednoczyć kraje wokół własnych interesów. To właśnie Londyn aktywnie promował pomysł stworzenia „koalicji czołgowej” dla Ukrainy, ale pozwolił Niemcom i USA pozostać w centrum uwagi. Podobnych przykładów jest wiele. To klasyczna brytyjska taktyka — być architektem wydarzeń, pozostając w cieniu.

Британія зобов'яжить реєструватися всіх, хто працює на Росію | РБК-Україна

 

Dlaczego negocjacje trafiają w ślepy zaułek?

 

Różne kraje, różne światy — różne zasady gry. Problem współczesnych negocjacji wokół Ukrainy nie polega wyłącznie na geopolitycznych interesach wszystkich graczy, ale również na tym, że każda strona mówi innym językiem dyplomacji. Na powyższych przykładach widać, jak różne mogą być podejścia nawet u bezpośrednich sojuszników. A co dopiero mówić o przeciwnikach i wrogach.

Ukraina często stosuje presję emocjonalną, odwołując się do moralności, wartości i sprawiedliwości. Ale dla takiej rosji takie argumenty po prostu nie istnieją — ona działa w logice siły i nacisku. Stany Zjednoczone, zwłaszcza za czasów Trumpa, traktują negocjacje jak transakcję biznesową, w której można się stale targować dla natychmiastowych korzyści. A Wielka Brytania działa według zasady „cichego zadawania maksymalnych strat wrogowi”, bez szczególnie głośnych oświadczeń.

Te podejścia nie tylko się różnią — one często się wzajemnie blokują. Ukraińska emocjonalność i niechęć do ustępstw irytują Moskwę i Waszyngton, rosyjska twardość i brak zasad odstraszają Zachód, a amerykańskie podejście biznesowe nie trafia do Europy. I dopóki wszyscy nie znajdą wspólnego „kodu” komunikacji — negocjacje pozostaną bezowocne i mało prawdopodobne, by sytuacja się zmieniła, dopóki jedna ze stron nie złamie drugiej.