$ 41.31 € 48.43 zł 11.35
+15° Kijów +13° Warszawa +20° Waszyngton
1% okupowanego terytorium: czy to naprawdę tak mało?

1% okupowanego terytorium: czy to naprawdę tak mało?

22 sierpnia 2025 17:10

Niedawna publikacja znanego portalu wojskowego DeepState przyciągnęła szeroką uwagę. Analitycy poinformowali, że w ciągu ponad 1000 dni walk, począwszy od listopada 2022 r., rosja zdołała zająć około 6000 km² terytorium Ukrainy. Stanowi to jedynie 0,96% całkowitej powierzchni państwa w międzynarodowo uznanych granicach. Liczba ta jest przedstawiana jako dowód względnej nieskuteczności działań ofensywnych wroga, a najwyższe ukraińskie władze polityczne, w tym prezydent Wołodymyr Zełenski i szef Biura Prezydenta Andrij Jermak, zaczęły aktywnie wykorzystywać tę narrację w wystąpieniach publicznych – zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej.

Formalnie autorzy analizy mają całkowitą rację: matematycznie tysiąc dni wojny doprowadziło do zmian terytorialnych, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się niewielkie. Jednak, jak powiedział klasyk, „istnieją trzy rodzaje kłamstw: zwykłe kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka”.

Nie chodzi o to, czy ta liczba jest prawidłowa – jest – ale o to, co ukrywa. Podczas gdy publiczna dyskusja koncentruje się na względnej wielkości utraconego terytorium, pomija katastrofalną cenę, jaką społeczeństwo i państwo płacą za każdy kilometr kwadratowy okupowany przez agresora.

Ile kosztował Ukrainę ten 1% terytorium? Komentator polityczny portalu UA.News, Mykyta Traczuk, przyjrzał się tej kwestii.

Straty ludzkie w wojnie z rosją: liczba, której nie da się oszacować

 

Określenie dokładnej liczby strat wojskowych w trwającej wojnie jest praktycznie niemożliwe, ponieważ dane te są objęte tajemnicą państwową. Jednak publiczne szacunki i raporty międzynarodowych ośrodków analitycznych dają wyobrażenie o przerażającej skali tragedii, jaka kryje się za abstrakcyjnym 1%. Według różnych źródeł straty strony ukraińskiej są ogromne. Prezydent Wołodymyr Zełenski w lutym 2025 r. oszacował je na ponad 46 tysięcy zabitych i około 380 tysięcy rannych. Środowisko ekspertów krytykuje jednak te dane.

Niezależne zachodnie ośrodki analityczne podają rozbieżne informacje. Istnieje wyraźna różnica między oficjalnymi komunikatami a zewnętrznymi ocenami, co wynika ze strategicznej polityki informacyjnej mającej podtrzymać morale. Nawet pomijając dokładne liczby, których nie znamy, straty Ukrainy można określić jako „bardzo duże”. Każdy mieszkaniec w swoim mieście czy wsi może pójść na cmentarz i zobaczyć, że liczba grobów pod żółto-niebieską flagą rośnie z roku na rok niemal w tempie geometrycznym.

Oprócz żołnierzy wojna nieustannie zabiera życie cywilnym Ukraińcom. Zmasowane ostrzały rakietowe i ataki dronowe powodują stały wzrost liczby ofiar wśród ludności cywilnej. Według danych misji monitorującej ONZ, od początku pełnoskalowej inwazji do lipca 2025 r. odnotowano co najmniej 13,8 tys. zabitych i 35,5 tys. rannych cywilów. W rzeczywistości liczba ta jest wielokrotnie wyższa, co ONZ otwarcie przyznaje.

Szczególne zaniepokojenie budzi dynamika tych strat. Czerwiec 2025 r. przyniósł rekordową liczbę ofiar cywilnych w ciągu ostatnich trzech lat: 232 zabitych i 1343 rannych. Tendencja ta pokazuje, że wojna na wyczerpanie, nawet jeśli nie przynosi szybkich zdobyczy terytorialnych, pozwala wrogowi systematycznie niszczyć zaplecze kraju, zabijając ludność cywilną i rujnując miasta znajdujące się z dala od linii frontu.

Jedną z najpoważniejszych konsekwencji wojny jest katastrofa demograficzna. Za granicą, według różnych szacunków, przebywa od 5 do 10 milionów Ukraińców. Kolejne miliony stały się wewnętrznymi uchodźcami (IDP) w obrębie państwa.

Ta masowa migracja, zwłaszcza kobiet w wieku rozrodczym i dzieci, niesie głębokie konsekwencje dla przyszłości kraju. Im dłużej trwa wojna, tym mniejsze są szanse na powrót tych ludzi. Pozostając za granicą, asymilują się, dzieci chodzą do lokalnych szkół, a ludzie budują życie od nowa – z dala od ojczyzny, w lepszych warunkach. Ponadto wojna spowodowała wyraźny spadek liczby urodzeń i wzrost śmiertelności, co oznacza coroczne zmniejszanie się populacji o ponad 300 tysięcy osób.

Oznacza to, że utrata 1% terytorium wiąże się z utratą znacznej części kapitału ludzkiego – fundamentu każdego państwa. Nie są to tylko przejściowe trudności, ale długofalowe i systemowe zagrożenie. Straty terytorialne można teoretycznie odrobić, lecz straty demograficzne są niemal nieodwracalne. Dyskutujemy wiele o obronie terytorium, ale zbyt mało o ochronie ludzi, którzy mają tam żyć.

Кабмин утвердил вид могил Национального военного кладбища | РБК Украина

 

Materialne wyniszczenie: zniszczone miasta i utracone pieniądze

 

Za suchymi statystykami strat terytorialnych kryją się także całkowicie zniszczone miasta Donbasu, które stały się epicentrum najzacieklejszych walk. Za cenę marnych zdobyczy terytorialnych wróg niszczy całe regiony.

Mariupol, Wołnowacha, Siewierodonieck, Marjinka, Awdijiwka, Sołedar, Bachmut, Czasiw Jar i dziesiątki innych miejscowości zostały zamienione w ruiny lub całkowicie starły się z powierzchni ziemi. W dosłownym tego słowa znaczeniu: tam, gdzie kiedyś toczyło się życie, dziś pozostały jedynie zaminowane hałdy gruzu, pod którymi wciąż leżą ciała zabitych. Podobna historia rozgrywa się także w obwodach charkowskim, chersońskim, zaporoskim i sumskim.

Co właściwie oznacza „zajęcie” miasta, które już nie istnieje? Nie jest to zdobycie nowego surowca ani strategicznego przyczółka, lecz demonstracja barbarzyńskiej siły rosji, która nie liczy się z żadnymi stratami – ani ludzkimi, ani materialnymi. To także cena, którą Ukraina płaci nie tylko utratą terytorium, lecz także istnieniem własnych miast. Ta destrukcja nie zatrzymuje się na linii frontu, lecz rozprzestrzenia się w głąb kraju poprzez zmasowane ostrzały rakietowe, powodując ogromne zniszczenia.

Cena strat spowodowanych wojną znacznie przekracza setki miliardów dolarów. Według różnych szacunków, całkowity koszt odbudowy kraju, gdyby wojna zakończyła się dziś, wyniósłby od 500 mld do 1 bln dolarów. Kwota ta wielokrotnie przewyższa PKB Ukrainy.

Te stale rosnące liczby pokazują, że wojna jest nie tylko walką o terytorium, ale także celową kampanią gospodarczego wyniszczenia. Każdy kolejny atak rakietowy, nawet jeśli nie zmienia linii frontu, dodaje do ogólnego rachunku miliardy dolarów. Ten proces powolnego, lecz nieustannego niszczenia pokazuje, że cena jednego procenta staje się stałym kosztem, który rośnie i zagraża przyszłości.

Показали, як Мар'їнка виглядає зверху. Читайте на UKR.NET

 

Społeczno-polityczny koszt wojny

 

Wojna na wyczerpanie sprawdza odporność nie tylko armii, ale całego społeczeństwa. Na początku pełnoskalowej inwazji Ukraina wykazała się bezprecedensową konsolidacją i zjednoczeniem, gdy dziesiątki tysięcy ludzi dobrowolnie zgłaszały się do wojskowych komisariatów. Ale od tamtego czasu minęły już trzy lata. Długotrwała wojna prowadzi do zmęczenia i znacznego wzrostu napięć społecznych.

Jednym z najostrzejszych przejawów tego zmęczenia stała się przymusowa „mobilizacja uliczna”, w mediach określana jako „busifikacja” (od słowa „bus”). Metody mobilizacji i regularne akty przemocy ze strony pracowników TCK często stoją w sprzeczności z prawem, podważając zaufanie do instytucji państwowych. Ten przymus, będący bezpośrednią reakcją na brak ochotników, wywołuje głębokie podziały.

W rezultacie gwałtownie wzrosła liczba przypadków samowolnego opuszczenia jednostki wojskowej i dezercji. Dziennikarz i weteran Wołodymyr Bojko, powołując się na źródła w strukturach siłowych, twierdzi, że tylko w lipcu 2025 r. oficjalnie odnotowano ponad 17,5 tys. takich przypadków. O sprawie regularnie piszą również zachodnie media. Łączna liczba dezercji liczona jest już w setkach tysięcy.

To nie tylko statystyka, ale bezpośrednia konsekwencja moralnego i fizycznego wyczerpania żołnierzy, którzy od lat przebywają na froncie bez rotacji i odpoczynku. Ten destrukcyjny cykl – wyczerpanie prowadzi do dezercji, co wymusza bardziej brutalną mobilizację, która z kolei potęguje napięcia społeczne – jest jednym z najgroźniejszych skutków długotrwałej wojny.

Nie wolno zapominać, że toczy się wojna na wyczerpanie. Choć towarzyszą jej powolne zmiany terytorialne, główne zagrożenie polega na narastaniu problemów systemowych, które pewnego dnia mogą eksplodować, wywołując efekt lawiny.

Powolne postępy wroga mogą stwarzać iluzję względnej, złudnej stabilności – w rzeczywistości są jednak symptomem ukrytego procesu, który może zakończyć się nagłą i katastrofalną zapaścią. Jeśli po tysiącu dni wojny cena „jednego procenta” jest tak wysoka, trudno sobie wyobrazić, jak wielka będzie, jeśli pewnego dnia ten procent nagle wzrośnie.

ЗСУ відбивають атаки росіян на чотирьох напрямках, при цьому ліквідовуючи  окупантів, – Генштаб - Суспільство - StopCor

 

Podsumowując, narracja o „1% okupowanego terytorium” jest bardzo niebezpieczna. Choć matematycznie liczba ta jest poprawna, może wprowadzać w błąd i zdaje się ignorować cenę, jaką naród ukraiński każdego dnia płaci w tej wojnie na wyczerpanie. Prawdziwa cena tego procentu nie mierzy się w kilometrach kwadratowych, lecz w dziesiątkach, a nawet setkach tysięcy straconych istnień ludzkich – żołnierzy i cywilów – w zrujnowanych miastach, sparaliżowanej infrastrukturze, w gospodarczym i demograficznym upadku.

Pytanie, przed którym stoi dziś Ukraina, nie brzmi: ile procent terytorium utracono, ale jak wysoką cenę naród i państwo mogą jeszcze płacić. Wojna na wyczerpanie, nawet jeśli nie przynosi szybkich strat terytorialnych, nieustannie niszczy ludzki i materialny potencjał, zwiększając ryzyko katastrofy.

W obliczu tej straszliwej ceny trzeba wykorzystać każdą szansę na pokojowe rozwiązanie drogą dyplomacji. Bo jeśli zgadzamy się, że cena nawet za jeden procent jest niewyobrażalnie wysoka – musimy zadać sobie pytanie, jak ogromna będzie, jeśli ta liczba nagle stanie się znacznie większa.