Jak wojna zmieniła ukraińskie kino i jego producentów. Rozmowa z Olhą Panteleimonovą

Pełnoskalowa wojna w Ukrainie diametralnie zmieniła wszystkie sfery życia i rynek filmowy nie był wyjątkiem. Zatrzymane projekty, straty w zespołach, ostrzały i blackouty, gwałtowne ograniczenie finansowania państwowego na początku inwazji — to tylko część wyzwań, z jakimi zmierzyła się branża. Mimo to kino nadal powstaje, nowe filmy trafiają do dystrybucji, a ukraińskie produkcje coraz aktywniej zaznaczają swoją obecność na arenie międzynarodowej.
O tym, jak ukraińska branża filmowa przekształciła się od początku wojny, co dzieje się z finansowaniem, popytem i oczekiwaniami widzów, jakie gatunki i tematy sprawdzają się obecnie najlepiej, a także jak kino stało się częścią frontu kulturowego, rozmawiamy z Ołhą Panteleimonovą, założycielką i dyrektorką generalną centrum produkcyjnego UPHub.
Jakie największe wyzwania stanęły przed rynkiem filmowym Ukrainy po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny?
Wojna diametralnie zmieniła zarówno formaty, jak i zasady funkcjonowania naszego rynku filmowego. Największymi wyzwaniami bez wątpienia są talenty, bezpieczeństwo i inwestycje. Wiele osób z branży filmowej wstąpiło w szeregi Sił Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy, by bronić naszego kraju. Zmagamy się również z odpływem wykwalifikowanych pracowników za granicę i, niestety, ponieśliśmy straty wśród twórców, którzy zginęli. Ostrzały i blackouty znacznie wpływają na proces zdjęciowy nie tylko w kontekście bezpośredniego zagrożenia, lecz także przez zakłócenia harmonogramów pracy — choć już w dużym stopniu przystosowaliśmy się do tych warunków. Rynek medialny znacząco stracił finansowo. Wsparcie państwowe dla kina, które jest kluczowe dla rozwoju branży, zostało wielokrotnie zmniejszone. Chociaż właśnie w takich momentach powinno być zwiększane, by wzmocnić front informacyjny i kulturowy.
Jednocześnie jestem przekonana, że wszystkie wyzwania, które pojawiają się na naszej drodze, branża pokonuje bardzo godnie, z wyraźnymi osiągnięciami. Pomimo ciągłych trudności, które wymagają uwagi, szybkiej reakcji i zaangażowania, nadal pracujemy. I nie dotyczy to tylko rynku wewnętrznego — pewnie mówimy o sobie i zaznaczamy swoją obecność na arenie międzynarodowej.
Czy udało się już przywrócić rynek filmowy do poziomu sprzed pełnoskalowej inwazji?
Niestety, na razie nie, i wciąż jesteśmy daleko od pełnego odbudowania. Utracono bardzo wiele: zarówno zasobów, jak i utalentowanych ludzi, którzy tworzyli nowe ukraińskie kino i tę branżę.
Jednocześnie nie możemy narzekać. Pomimo wszystkich wyzwań nie zatrzymujemy się: kręcimy nowe filmy, prezentujemy je, zawieramy nowe umowy, jeździmy na międzynarodowe festiwale. Planujemy, tworzymy i idziemy dalej.
Filmowcy – od reżyserów i producentów po menedżerów – muszą nieustannie analizować rzeczywistość i elastycznie zmieniać podejścia: w stylu narracji, dramaturgii, komunikacji z widzem i światem. Uważam, że dobrze nam to wychodzi. Zmieniły się także modele finansowe produkcji oraz sposoby docierania z treściami do odbiorców. Pojawiły się nowe formy partnerstwa – zarówno z innymi branżami biznesu, jak i wewnątrz samej branży, gdzie kilku graczy rynku, czasem nawet konkurentów, zaczęło łączyć siły w projektach, co wcześniej niemal się nie zdarzało. Nasza strategia w UPHub opiera się właśnie na tym: nie tylko tworzymy własne projekty, ale też aktywnie rozwijamy partnerskie. Dlatego uważam, że z czasem coraz rzadziej będziemy porównywać obecny rozwój z branżą sprzed wojny.

Czy obecnie istnieje wewnętrzny popyt na kino? Jak zmieniła się publiczność – jej oczekiwania, nastroje, zachowania?
Tak, bez wątpienia, popyt istnieje. Jednocześnie znajdujemy się na etapie, kiedy widz dopiero zaczyna wracać do kin. Oczywiście istnieje też część odbiorców, która nadal korzysta z pirackich stron, i to niestety bardzo hamuje rozwój ukraińskiej branży filmowej. To również ogromny problem, którego skala jest wręcz katastrofalna.
Ważne jest jednak, że nawet ci widzowie, którzy wcześniej regularnie chodzili do kina, dziś zaczęli znacznie bardziej krytycznie podchodzić do wyboru filmu. Nie chodzi tu tylko o pieniądze, których na rozrywkę jest mniej; wydaje się, że nauczyliśmy się bardziej cenić swój czas i uwagę.
Rośnie zapotrzebowanie na ukraińskie historie. Ukraińskie filmy o bohaterach narodowych i o samej Ukrainie – od bohaterów wojennych po postacie kultury i legendy historyczne – stają się dla widzów szczególnie znaczące. Przykładami są „20 dni w Mariupolu”, „Byliśmy rekrutami”, „Ja, ‘Pobieda’ i Berlin”, „Dovbush”, „Niezrównany świat Nazara Jaremczuka”, „Dom Słowo”. Lista oczywiście nie jest wyczerpująca.
Jednocześnie obserwujemy dynamiczny wzrost zainteresowania treściami rozrywkowymi. Ukraińcom zależy nie tylko na poznawaniu historii o sobie samych, ale także na możliwości odpoczynku. Obecne tło informacyjne jest zbyt trudne i intensywne. Ludzie chcą choć na godzinę czy dwie wyrwać się z napięcia, odetchnąć, zrelaksować się. Dotyczy to nie tylko kina – taka tendencja widoczna jest także w przestrzeni YouTube i w telewizji.
Czy procesy produkcji filmów – od pomysłu do planu zdjęciowego – zmieniły się w realiach pełnoskalowej wojny?
Zdecydowanie tak, zmieniły się. Częściowo poruszałam już ten temat, mówiąc o wyzwaniach, przed którymi stanął ukraiński rynek filmowy. Ale zmiany dotknęły nie tylko procesów produkcyjnych – przekształciła się też sama specyfika poszukiwanego kontentu. Jeśli wcześniej widzowie kierowali się przede wszystkim ulubionym gatunkiem, to dziś wybór skupia się najpierw na wartości samej historii, nawet jeśli to dramat czy dokument. Znacznie wzrósł także popyt na komedie. Ponieważ tło informacyjne jest zbyt ciężkie i traumatyczne, ludzie coraz częściej potrzebują czegoś lekkiego, pozytywnego, czegoś, co daje choćby tymczasowe poczucie normalności. Zauważamy, że społeczeństwo stawia sobie pytanie, czy to normalne – myślę, że tak, to znak, że nikt nie zamierza się poddać i wszyscy chcą żyć pełnią życia.
Gdy zaczęliśmy odbudowywać rynek po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji, musieliśmy na nowo przemyśleć właściwie cały system wartości i nasze spojrzenie na to, jakie powinno być współczesne ukraińskie kino. Zaczęliśmy budować nowy model, uwzględniając rzeczywistość, w której żyjemy, ale z wiarą w widza. Stąd pojawienie się takich naszych filmów jak „Ja, ‘Pobieda’ i Berlin”, „SBU: Specjalne jednostki zwycięstwa”, serial „Pociąg” i innych, które zajęły czołowe pozycje nie tylko w ukraińskiej dystrybucji, ale też na rynku międzynarodowym. A w produkcji są: przygodowy film historyczny „Dom z chimery”, komedia „Gry niebiańskiej kancelarii”, dramatyczne seriale „Pomoc doraźna” i „Akademia morska”, młodzieżowa historia „Pierwszy raz” we współpracy z Ołeksijem Komarowskim, wojenny thriller akcji „Wyścig ze śmiercią”. Wszystkie te produkcje opowiadają o czymś innym, ale zarazem – o nas.
Jak wojna wpłynęła na finansowanie projektów filmowych? Czy dziś można zebrać środki na duży film bez wsparcia zewnętrznego?
Niestety sytuacja tylko się pogorszyła. Nawet przed pełnoskalową inwazją pozyskanie finansowania było trudnym zadaniem, a teraz tym bardziej. Musimy szukać wsparcia wszędzie: międzynarodowe granty, instytucje zewnętrzne, wsparcie państwowe, sponsorzy wewnętrzni.
Czy można się obejść bez pomocy międzynarodowej? Generalnie nie – jeśli chodzi o duże filmy. Ale czasem w przypadku niektórych produkcji musimy radzić sobie wyłącznie przy pomocy wewnętrznego finansowania, ponieważ zagraniczne granty to bardzo długi proces, a treści trzeba wypuszczać szybciej. Ciągle trzeba szukać rozwiązań, nawet tam, gdzie na pierwszy rzut oka ich nie ma. Ale prawie zawsze udaje się je znaleźć. I chcemy wierzyć, że dalej będzie nie tylko nie gorzej – będzie lepiej.

Jakie tematy i gatunki sprawdzają się obecnie najlepiej? Czy wzrosło zainteresowanie tematyką wojenną lub dokumentalną?
Częściowo już odpowiadałam na to pytanie. Jeśli chodzi o zainteresowanie tematyką wojenną lub dokumentalną, to sytuacja jest dość niejednoznaczna.
Z jednej strony widzimy dużą liczbę filmów poświęconych naszym bohaterom i współczesnym trudnym wydarzeniom – zarówno w formacie dokumentalnym, jak i fabularnym. Na przykład filmy „20 dni w Mariupolu”, „Porcelanowa wojna” i inne to przykłady mocnych dokumentalnych historii o okropnościach wojny.
Z drugiej strony, na przykład film Lubomyra Levyckiego „Byliśmy rekrutami” – to motywacyjna dokumentalna opowieść o naszych obrońcach. Obecnie Lubomyr pracuje nad nowym filmem „KILLHOUSE” – taktycznym thrillerem akcji, który już stał się jednym z najbardziej oczekiwanych projektów mainstreamowych. W zdjęciach biorą udział żołnierze 3. Samodzielnej Brygady Szturmowej, jednostki specjalne SBU i wywiadu wojskowego Ukrainy. Ponad 80% obsady aktorskiej filmu to prawdziwi żołnierze i weterani.
A więc z jednej strony mamy bardzo dużo dokumentalnych projektów o wojnie – do tego stopnia, że obserwujemy już nawet spadek popytu z powodu ich dużej liczby. Z drugiej strony pojawiają się historie, które zyskują rozgłos i popularność nie tylko na Ukrainie, ale i na świecie.
Jak wy i wasz zespół pozyskujecie międzynarodowe wsparcie, przede wszystkim od społeczeństwa i partnerów, i jak oni reagują na to, że w czasie wojny nadal kręcimy i wypuszczamy filmy?
Często rozmawiam z międzynarodowymi partnerami, darczyńcami, przedstawicielami społeczności światowej. I muszę powiedzieć: są oni szczerze pod wrażeniem tego, że Ukraińcy mimo wojny nie tylko nadal tworzą, ale także osiągają niezwykłe rezultaty. Dotyczy to nie tylko kinematografii, ale też rolnictwa, medycyny, przemysłu i innych dziedzin. Mówimy tu o poziomie, na który nie zawsze mogą sobie pozwolić nawet kraje z pokojowym niebem, stabilną gospodarką i przewidywalnym rozwojem.
Czasem obcokrajowcom trudno uwierzyć, że ludzie w Ukrainie chodzą aktywnie do kina – trudno im to sobie wyobrazić. I często trzeba im tłumaczyć, że to nie tylko przejaw odporności, ale także pewna forma przystosowania się do życia. Nigdy nie będziemy w stanie do końca wyjaśnić, jak i dzięki jakiej sile to robimy, ale mam nadzieję, że oni nigdy nie będą musieli się z czymś takim zmierzyć. W naszych komunikatach musimy łączyć opowieści o naszej wytrwałości z zapewnieniem, że potrzebujemy pomocy, by zwyciężyć.
Jeśli chodzi o produkcję filmową – dla branży to zarówno wyzwanie, jak i szansa. Jesteśmy bardzo elastyczni, niezwykle szybcy i zdecydowani w działaniach. Współpraca z zagranicznymi partnerami ma też swoją trudność – podejmujemy decyzje znacznie szybciej niż oni, a to często klucz do postępu. Drugi problem to to, że w przypadku projektów koprodukcyjnych zagraniczne ekipy nie przyjeżdżają na Ukrainę z powodów bezpieczeństwa. Musimy więc planować wszystko tak, by maksymalnie zaangażować ukraińskie lokalizacje i zespoły, a jednocześnie nie stracić koprodukcji. Możemy kręcić na całym świecie – ale chcemy kręcić tutaj.
Odpowiadając więc na pytanie: tak, aktywnie staramy się pozyskiwać międzynarodowe wsparcie. Bo to są dodatkowe inwestycje, możliwości dla kraju, potrzebna krew dla branży. Ale jednocześnie nie opieramy się wyłącznie na tym. Jeśli wsparcie jest – świetnie. Jeśli nie – szukamy zasobów wewnątrz kraju. Wysiłkiem i determinacją, ale udaje nam się iść dalej.
