Tydzień temu przestrzeń informacyjna została „rozdarta” przez nagły plan pokojowy USA, składający się z 28 punktów. Wydanie UA.News szczegółowo przeanalizowało ten dokument, dochodząc do wniosku, że proponuje on wprawdzie bardzo trudne, ale realistyczne warunki pokoju — które z pewnością nie stanowią kapitulacji, zwłaszcza w klasycznym sensie tego słowa. Jednak ukraińska i międzynarodowa społeczność ekspercka oraz media nadal spierają się o to, na ile plan ten jest akceptowalny dla Kijowa, czy oznacza kapitulację, czy nie itd.
Przy tym nikt lub prawie nikt, jak się wydaje, nie dostrzega prawdziwego „słonia w pokoju”. A konkretnie — federacji rosyjskiej oraz stanowiska putina, który faktycznie rozpoczął tę wojnę i kontynuuje ją bez względu na wszystko.
W planie przedstawionym przez USA znajdują się zarówno punkty bardzo trudne dla Ukrainy, jak i bardziej niż akceptowalne, a nawet korzystne, biorąc pod uwagę sytuację. Tymczasem zachodnie media ujawniły w przeddzień rzekome rozmowy specjalnego wysłannika Trumpa, Steve’a Witkoffa, z rosyjskimi przedstawicielami Uszakowem i Dmitrijewem. Jeśli wierzyć tym stenogramom, wynika z nich, że plan pokojowy został w ogóle napisany w Moskwie, podczas gdy Amerykanie przeczytali go i przyjęli, przedstawiając jako własny.
Jeśli jednak tak jest naprawdę, tym bardziej pozostaje jedno pytanie: po co rosji i putinowi taki pokój? Przecież „28 punktów” nie tylko nie zmusza Kijowa do kapitulacji — faktycznie potwierdza, że federacja rosyjska nie osiągnęła zdecydowanej większości swoich celów. To znaczy, że jeśli nawet nie przegrała, to z pewnością nie wygrała tej wojny.
Czy rzeczywiście putin potrzebuje takiego pokoju? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, zajął się analizą tego zagadnienia.
Wyciek Bloomberg: co o nim wiadomo
Wieczorem 25 listopada w wydaniu Bloomberg ukazał się obszerny artykuł. Warto zauważyć, że Bloomberg jest raczej tabloidem niż poważną agencją analityczno-informacyjną. Po pierwsze, media te są uważane za bardzo bliskie liberalnym elitom (czyli przeciwnikom Trumpa), a po drugie – niejednokrotnie publikowały jawnie niezweryfikowane informacje.
Jednakże, jeśli wierzyć materiałom i stenogramom opublikowanym przez dziennikarzy, wynika z nich, że Witkoff, Uszakow i Dmitrijew byli podsłuchiwani przez nieznanych sprawców (najprawdopodobniej przez jakieś służby specjalne). Z rozmów wynika, że rosyjski plan rzekomo nie został niemal w ogóle zmieniony – po prostu przekazano go Amerykanom, nieco uzupełniono, przetłumaczono na angielski i pokazano Trumpowi, który wyraził zgodę.
W rozmowie Witkoff proponuje Uszakowowi opracowanie nowego planu pokojowego na wzór amerykańskiego planu pokojowego dla Gazy i wyjaśnia, że najlepiej będzie, jeśli pomysł takiego planu Trumpowi przedstawi sam putin. Ponadto amerykański specjalny wysłannik miał udzielać wskazówek dotyczących tego, jak należy rozmawiać z prezydentem USA, aby komunikacja była skuteczna.
Witkoff doradzał również Uszakowowi zorganizowanie rozmowy telefonicznej putina z Trumpem przed przybyciem Zełenskiego do Waszyngtonu. Dwa dni później putin faktycznie zadzwonił do Trumpa – właśnie wtedy omawiali możliwość spotkania w Budapeszcie, które ostatecznie nie doszło do skutku.
Oczywiście pojawienie się takich informacji właśnie teraz nie jest przypadkowe. W każdym międzynarodowym konflikcie, w każdej wojnie zawsze są zarówno ci, którzy chcą jak najszybciej ją zakończyć, jak i ci, którym obecna sytuacja sprzyja i dlatego nie chcą niczego zmieniać. Umownie są to „partia pokoju” i „partia wojny”. Najwyraźniej pojawiły się teraz realne szanse na pokój i pewien postęp w negocjacjach – dlatego „partia wojny” wykonała swój ruch, próbując zniweczyć rozmowy.
Nawiasem mówiąc, właśnie tak przedstawiciele USA i rosji skomentowali ten przeciek w mediach. Choć w rosji sam Kiriłł Dmitrijew określił publikację jako fałszywą.
Jeśli przeczytać stenogramy opublikowane przez Bloomberg, to w zasadzie nie ma w nich nic aż tak „zdradzieckiego” ani przestępczego. Ogólnie wygląda to na typową pracę dyplomatyczną, podczas której strony wymieniają się pomysłami, radami, a nawet komplementami.
Jeśli chodzi o plan pokojowy, to nadal nie ma bezpośrednich dowodów na to, że jego autorzy znajdowali się na Kremlu. Jeśli jednak rzeczywiście tak jest – tym bardziej nie jest jasne, po co putinowi taki dokument pokojowy, który faktycznie pokazuje, że rosja nie osiągnęła swoich celów w Ukrainie.

Pokój w 28 punktach: po co on putinowi
Przeglądając oryginalne 28 punktów planu – jeszcze przed zmianami, które, jak piszą media, wprowadzili do niego przedstawiciele Ukrainy wraz z sekretarzem stanu USA Marco Rubio – nasuwa się pytanie: jaka jest z tego korzyść dla rosji? Chyba że poza tym, że w wojnie przestaną ginąć rosjanie, a z rosji z czasem być może częściowo zniesione zostaną sankcje i reinwestowana zostanie część zamrożonych w Europie aktywów.
Co takiego mieliby potajemnie zaproponować Moskwie, aby zgodziła się na ten plan? Przecież prawie wszystkie kluczowe cele, które wielokrotnie artykułował putin, zgodnie z planem pokojowym pozostają niewykonane, co jest prawnie stwierdzone.
Przypomnijmy, czego dokładnie chciał putin od Kijowa i Zachodu, rozpoczynając inwazję 24 lutego 2022 r. — i co może uzyskać w przypadku realizacji „28 punktów”.
Po pierwsze, „demilitaryzacja”. Ukraina rzekomo stanowiła zagrożenie militarne dla rosji, dlatego należało ją „zdemilitaryzować”. Jednak zgodnie z planem liczba personelu Sił Zbrojnych Ukrainy zostanie utrzymana na poziomie 600, a według niektórych danych nawet 800 tysięcy osób. To 2,5–3,5 raza (!) więcej niż przed pełnoskalową inwazją. Jest to zdolna do walki armia z setkami tysięcy weteranów, która przez cztery lata prowadziła dużą i skomplikowaną wojnę. Mowa tu tylko o liczbie personelu Sił Zbrojnych Ukrainy, podczas gdy nic nie wspomniano o Gwardii Narodowej, Straży Granicznej, jednostkach bojowych GUR, SBU, SZR itd. A to potencjalnie kolejne setki tysięcy żołnierzy.
Oznacza to, że w wyniku czteroletniej „demilitaryzacji” armia ukraińska przekształci się w ogromną, doświadczoną, zdolną do walki siłę, większą liczebnie niż armie Polski, Niemiec i Francji razem wzięte. I nie są to „żołnierzyki na parady”, lecz realna machina wojenna. Wychodzi na to, że punkt dotyczący „demilitaryzacji” nie tylko się nie powiódł, ale doprowadził do całkowicie odwrotnych rezultatów.
Po drugie, „denazyfikacja”. Do tej pory nikt tak naprawdę nie zrozumiał, co putin miał na myśli, używając tego terminu. Najprawdopodobniej chodziło o zmianę ideologii i radykalną transformację polityki wewnętrznej Ukrainy. Do tego nie doszło przez cztery lata (wszystko potoczyło się wręcz przeciwnie) i najprawdopodobniej nie nastąpi to również po wojnie. Wynika z tego kolejna porażka putina.
Po trzecie, „ochrona ludności Donbasu” przed „ludobójstwem” ze strony Ukrainy. Owszem, rosja zajęła już niemal całą obwód ługański i większą część donieckiego. W przypadku realizacji planu pokojowego pozostała część zachodniego Donbasu również może przejść pod kontrolę rosji. Formalnie wygląda to jak triumf putina.
Jednak Donbas jako region praktycznie już nie istnieje. Jest to niemal całkowicie zniszczony (z wyjątkiem niektórych obszarów), zdegradowany, wyludniony, silnie zaminowany teren, którego odbudowa potrwa dziesięciolecia. A i tak nigdy już nie będzie taki jak dawniej – ani pod względem gospodarczym, ani przemysłowym, ani demograficznym.
Niejednokrotnie zdarzało się, że podczas szturmu kolejnego miasteczka w Donbasie ginęło 2–3 razy więcej rosyjskich żołnierzy, niż wynosiła liczba jego przedwojennych mieszkańców. To klasyczne „pyrrusowe zwycięstwo” – o ile w ogóle można taki wynik w jakimkolwiek sensie uznać za zwycięstwo.

Po czwarte — „zmiana reżimu w Kijowie” lub „zmiana kursu geopolitycznego” Ukrainy. Ale istota amerykańskiego planu pokojowego polega właśnie na tym, że Ukraina w stu procentach pozostaje częścią świata zachodniego. Z bezpośrednimi gwarancjami bezpieczeństwa, możliwością integracji z UE oraz dostępem do rynków europejskich itd.
Jeśli chodzi o punkt dotyczący NATO, to trzeba wreszcie być realistami: nikt nie chciał przyjąć Ukrainy do sojuszu ani przed wojną, ani teraz. Nietrudno przypuszczać, że nawet za 10 lat Sojusz raczej nie zmieni swojego stanowiska. A czy to członkostwo jest nam w ogóle potrzebne — to bardzo dyskusyjna kwestia, zwłaszcza jeśli rozważa się ją merytorycznie i otwarcie, a nie w ramach ideologicznych mitów czy propagandy. W końcu nikt nie zabrania Ukrainie przystąpienia do innych bloków wojskowych, a nawet stworzenia własnego.
Po piąte — „nierozszerzanie NATO do granic federacji rosyjskiej”. Tak, zgodnie z planem Sojusz rzekomo zobowiązuje się nie rozszerzać na wschód. Formalnie putin może wpisać to do swojej bardzo krótkiej listy sukcesów.
Jednak w trakcie wojny do Sojuszu przystąpiły Finlandia i Szwecja. W pierwszym przypadku rosja zyskała +1271 km (!) lądowej granicy z państwem członkowskim NATO. W drugim przypadku granica przebiega przez Morze Bałtyckie, które staje się jeszcze bardziej zmilitaryzowane. To rzeczywiście ogromne „osiągnięcie” putinowskiego „geostrategicznego geniuszu”, trudno zaprzeczyć.
Po szóste — „podział stref wpływów ze Stanami Zjednoczonymi”, „nowa konferencja jałtańska”, na której na nowo podzielą świat” itd. Nic z tego nawet się nie wydarzyło. Maksimum, co rosja może uzyskać, przypomina „porozumienia helsińskie 2.0”. Chodzi zatem o nową równowagę geopolityczną w Europie. To również już coś, ale zdecydowanie nie to, co zakładano na początku.
Listę można byłoby kontynuować jeszcze dość długo. Jednak nawet na przykładzie powyższych sześciu głównych punktów widać, że putin nie osiągnął swoich kluczowych celów. Niektóre z nich zostały wprawdzie warunkowo zrealizowane, ale w bardzo połowiczny sposób, „tak na oko”. Większość zaś nie została zrealizowana albo wręcz doprowadziła do całkowicie odwrotnych rezultatów.

putin nie chce pokoju
Oprócz wszystkiego, co zostało powiedziane powyżej, nie należy zapominać o jeszcze jednym ważnym fakcie: na koniec listopada 2025 r. rosja posiada pewną inicjatywę na polu bitwy. Tempo natarcia wroga wzrosło dwukrotnie w porównaniu z październikiem, a niektórzy wojskowi komentujący w mediach twierdzą nawet, że od dawna nie pamiętają tak szybkich działań ofensywnych ze strony rosji.
Sytuacja na Donbasie jest dziś wyraźnie zła. Bardzo trudna jest także sytuacja w obwodzie zaporoskim, w rejonie Hulajpola, Orichowa oraz w samym centrum obwodu. Trudna sytuacja panuje również w obwodzie charkowskim, a obwód sumski pozostaje pod ciągłym ostrzałem... Nie wspominając już o stałych, niszczycielskich uderzeniach w ukraińskie zaplecze, w wyniku których utrzymuje się znaczne ryzyko blackoutów, a połowa kraju, w tym nawet stolica, spędza 12–16 godzin dziennie bez prądu.

W rezultacie wszystko to tworzy dość ponury obraz, w którym rosja powoli, ale konsekwentnie posuwa się naprzód metodą militarną. Nie wygląda to na zbliżający się pokój — tym bardziej na warunkach zawartych w „28 punktach”.
putin posiada inicjatywę, przewagę zasobów i uparcie parcie naprzód, będąc przekonanym o swoim zwycięstwie. Faktycznie wielokrotnie deklarował to publicznie. Wciąż demonstracyjnie ostrzeliwuje nawet Kijów, doskonale wiedząc, jak bardzo nie podoba się to Trumpowi. Formalnie zgadza się na negocjacje, ale równocześnie otwarcie mówi, że jest gotów kontynuować wojnę tak długo, jak będzie to konieczne.
Dlatego w tej sytuacji trudno przedstawić jakąkolwiek pozytywną prognozę. Oczywiście, szanse na nagły pokój lub choćby sytuacyjne zawieszenie broni nadal istnieją, choć są raczej niewielkie. Jednak podstawowy scenariusz to niestety kontynuacja wojny.